Bad dreams in the night
They told me I was going to lose the fight
Leave behind my wuthering, wuthering
Wuthering Heights
Patrzę na twarze malowane przez Agatę Nowosielską, a w głowie mam przebitki ze śpiewającą Kate Bush, przekraczającą swoją cielesną ekspresją, twarzą i głosem konwencje sceniczne pop-kultury. To dziwaczność doprowadzona do ekstremum, oczy o woli własnej i ciało w konwulsji. Taniec ptaka trzepoczącego się na uwięzi. Ośmieszająca własną urodę, wyzwalająca się z niej, Bush przedkłada bliskość emocjonalną między twarzą a umysłem nad tkliwą pielęgnację wizerunku. Jej ruchy są niespodziewane, pozbawione ładności, harmonii i spójnej choreografii. Także twarze malowane przez Nowosielską multiplikują się i walczą o widoczność dla swojej inności. Nie ma w nich niczego wystudiowanego, są niczym złapane w momencie, gdy nikt nie patrzy. Może też – gdy bardzo się chce, żeby nikt nie patrzył. To odmieńcy, postaci przerażające lub przerażone, twarze, które chcemy ukryć. Toczy się tu zażarta walka pomiędzy światem reprezentowanym a światem skrywanym. Nowosielska lansuje odmieńca, skrytego i zanoszącego się raz śmiechem, raz łkaniem.
Osobiście mam jakiś rodzaj dystansu do słowa „bizarność” w tytule wystawy; może zwykła „dziwaczność” brzmiałaby bardziej swojsko, ale to już się stało, więc skupmy się na tej historii o dziwolągach i wizjach. Dziwaczność jest tu tropem głównym, narzędziem dissującym kulturę opartą na pięknie i zdrowiu, w której wizerunek określonego typu ma gwarantować rzekomo wszystko, co uważane jest za szczęście – ale też dziwaczność ta zwalcza lęk śmiechem. Nie bez przyczyny prace na wystawie to poniekąd także emocjonalna historia pandemii, w trakcie której powstawała większość pokazywanych obrazów. Służy temu wieloosobowa mieszanka stylów, szczególnie widoczna, gdy w mniejszej sali na piętrze przyglądamy się chmurom ułożonym w kątach pomieszczenia. Są to częściowo materiały wyjściowe do obrazów, ale też alternatywna opowieść o sposobach obrazowania, o wizualnych przyzwyczajeniach. Szkice i notacje w formie kolaży tasujących rozmaite formy przedstawienia są dla Nowosielskiej praktyką równoległą, czasami przecinającą się z malarstwem, ale też całkowicie osobną, gdy jej dynamiczne malarstwo zastępują kolekcje cudzych obrazów uporządkowanych dla własnej potrzeby. W końcu musimy się też uporać z ich nadprodukcją i umieć ją odeprzeć.
Stanisław Ruksza przygotował wystawę Nowosielskiej w niełatwej – dla malarstwa i nie tylko – przestrzeni Trafostacji Sztuki: industrialnej, dominującej, zakłócanej szklanymi taflami w podłodze. Dzięki specyficznemu ustawieniu, odbicia obrazów w szklanych i lustrzanych powierzchniach multiplikują wystawę tak, że staje się – zgodnie z tytułem –„operą”, dziełem totalnym, w którym dziwnie obsesyjne, czasem ironiczne, czasem przerażające i pełne lęku obrazu tworzą przejmującą kakofonię. W większości rozstawione są niejako w poprzek różnych serii i tematów, układają się w opowieść właśnie dziwaczną, będącą bardziej instalacją malarską, akumulacją przedstawień i ich zakłóceń. Równouprawnione w obrazach są postaci i przedmioty, wnętrza i rośliny. Łączy je rodzaj splątania, w którym cieniutkie nitki farby tworzą pajęczynę, owijając to, co przedstawione, w kokon, mgłę, tak jakby zamykały się za nimi warstwy pamięci.
Jest więc ta ekspresja Kate Bush widoczna w bardzo mokrym, rozlewnym malowaniu. Te obrazy wcale nie chcą się podobać, zapatrzone w swój własny mrok. Twarze są wykrzywione, przerażone, zdumione, ale nie wiemy, czy to naprawdę, czy tylko się przedrzeźnia. To wojna wydana lękowi, który pokonać można ironią, złośliwym śmiechem i determinacją pozostania w odmienności. Wiele z obrazów wygląda jak scena w mroku, gdy nie wiemy, czy to, co widzimy to przedmioty czy postaci; być może to coś pomiędzy, co jest gotowe w każdej chwili znaleźć nową, być może przerażającą, być może komiczną formę. Najciekawsze w twórczości Nowosielskiej jest to, że jej w większości mroczne, niespokojne obrazy malowane są z niesłychaną energią i radością. Nowosielska maluje dość „mokro”, swobodnymi i energicznymi ruchami. Większość obrazów jest bardzo dynamiczna, możemy tu pójść tropem gestów i spontanicznych decyzji. Malarstwo zdecydowane, choć podszyte kruchością. Bardzo różnorodne – czasami jakby spod ręki więcej niż jednej osoby, gdy Nowosielska daje stylistyczne popisy i dokonuje zwrotów w sposobie przedstawiania – obrazy pokazane w ramach Opery bizarnej tworzą rodzaj gabinetu luster, w którym – raz śmieszne, raz potworne – odbijają się nasze historie o niepewności.
There’s a hole in the sky with a big eyeball
Calling me:
‟Come up and be a kite,
On a diamond flight!
A diamond kite, a diamond kite”.